środa, 7 sierpnia 2013

Chciałbym zatrzymać czas kiedy patrzę na nią

Wiecie co? Wojtek mnie porzucił, przestał pisać, dzwonić i nachodzić mnie we własnym mieszkaniu. Znowu byłam sama ze sobą i mi ten stan rzecz bardzo odpowiadał, czasami zajmowałam się Ernestem; czasami gościłam panią Basię na herbatce, innym razem to ja chodziłam do niej. Ciągle nudziłam się na zajęciach i zmieniłam notatnik na inny, bo w tamtym skończyły się czyste kartki. W końcu było tak jak być powinno, znowu romansowałam z Hemingwayem w parku, jadłam lody z Biedronki, lansowałam się torbą, na której przybywało przypinek i słuchałam tylko siebie. 
Ktoś jednak postanowił zaburzyć mój spokój, wdarł się do mieszkania bez pukania, słyszałam jak odwiesza kurtkę albo bluzę na jeden z wieszaków, ściąga buty rzucając je w kąt, które odbiły się od paneli, byłam pewna że to Wojtek i się nie pomyliłam, gdy tylko wkroczył do salonu odpierdolił mnie, że znowu się nie zamknęłam mimo iż tyle razy prosił mnie o to. Potem odwrócił się na pięcie i poszedł do kuchni, by po niespełna dziesięciu minutach wrócić z gorącą czekoladą. Jeden z kubków wcisnął mi w dłonie i zrzucając moje nogi z kanapy zasiadł sobie tuż obok, mówiąc, że musimy poważnie porozmawiać, a potem zamilkł. Nie było słychać nic oprócz tykania zegarów, mojego siorbania oraz głośnego oddechu mężczyzny. Milczeliśmy i wpatrywaliśmy się w film na ekranie telewizora, leciała właśnie produkcja Howarda Hawksa, którą wprost uwielbiałam jak mało jaką rzecz, nie tylko ze względu na wspaniałą grę Marilyn Monroe, ale również za lekkość w przesłaniu. Nie dane było mi obejrzeć do końca, gdyż mój towarzysz poderwał się ze swojego miejsca, odstawił kubek na stolik, a raczej huknął nim niemiłosiernie i zabierając mój napój również odstawił go obok swojego, a potem bez jakiegokolwiek uprzedzenia wpił się w moje wargi tak zachłannie, że aż zabrakło mi powietrza, a świat zawirował. Totalnie nie byłam przygotowana na taki obrót sytuacji i gdy już skończyliśmy spojrzałam na niego pytająco, a on wzruszył ramionami i znów zasiadł obok.
- Ramona brakowało mi Ciebie, twojego negatywnego nastawienia do wszystkiego i wszystkich oraz tych wywodów czego to nie cierpisz. Wiesz to głupie, ale zakochałem się w Tobie i wiem, że nie cierpisz tego uczucia, ale ja nauczę Cię je chociażby tolerować, bo wiesz, że ze mną nie wygrasz i ja tutaj zostanę, a Ty musisz być na to przygotowana. Będę Cię zabierał na spotkania ze znajomymi z klubu, będę Ci przeszkadzał w czytaniu książki; będę Cię nachodził i prawił kazania; będę Cię całować i chciałbym abyś wyraziła na to zgodę. 
A ja nie wiedząc co powiedzieć po prostu pokiwałam głową i to twierdząco, a na koniec usłyszałam, że będziemy razem i gdy będę gotowa to mu powiem, że też go kocham, a później będziemy mieli dom z ogródkiem, psa i jeszcze jedną taką wredziznę w domu tylko że to będzie jego córka i będzie ją kochał tak jak mamusię, a nawet i bardziej o ile się da.

KONIEC

Adnotacja: tutaj się żegnamy z Ramoną i Wojtkiem, których cholernie lubię. Standardowo w tym miejscu wystąpią podziękowania, a więc dziękuję każdej osobie, która czytała/komentowała - jesteście wspaniali i fajnie wiedzieć, że to co się tworzy komuś się podoba. Na razie znikam, ale potem widzimy się na Ziucie i Piotrku albo Kubiaku i ... - czytam codziennie w nocy ksiązki i dokańczam to opowiadanie :). Do napisania :)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Patrzę na nią teraz

Generalnie powiedziałam mu co o tym myślę, wyraziłam swoje zdanie, ubrałam je w ładne słowa, wytoczyłam masę argumentów, a on mnie zamknął jednym, mało polonistycznym stwierdzeniem nie pitol. I generalnie to chociażbym zapierała się rękoma i nogami, wymyślając coraz to nowsze argumenty nie miałam z nim szans, bo on mnie miał totalnie w dupie, może nie tyle co mnie, ale moje zdanie i słuchał mnie, owszem słuchał z rękoma założonymi na klatce piersiowej, ale stwierdził, że pewnie zbliża mi się okres i nie mam nic do gadania. Wtedy uświadomiłam sobie, że przegrałam tę bitwę jak i również całą wojnę, która się nie zaczęła, ale już byłam na straconej pozycji.
Wieczorem siedziałam w Feniksie wciśnięta pomiędzy Zatorskim, a Plińskim i słuchałam jak to Wlazły znowu uciekał przed stadem napalonych fanek, a Antigę po raz kolejny wkręcili klubowi koledzy by powiedział po polsku Falasce nieznośny tekst. Wszyscy się śmiali, a ja sączyłam colę przez różową słomkę i zastanawiałam się jak wrócę do Łodzi, gdyż za dziesięć minut odjedzie mi ostatni autobus. Chłopcy pochłaniali kolejną porcję pokarmu, Muzaj opowiadał jakiś erotyczny kawał, a Kłos tak zakrztusił się swoim napojem, że aż poszło mu nosem. Patrzyłam na to z dezaprobatą i czekałam aż wspaniałomyślny Wojciech zechce mnie stąd zabrać, nie zapominając posyłać mu błagalnego spojrzenia średnio co sześć sekund. Serio!, obliczyłam, a z matmy nigdy nie byłam najgorsza.
- Ramona sztywna jesteś - usłyszałam od Kłosa, który wycierał twarz serwetkami.
- A Ty obrzydliwy - odpyskowałam, po czym zebrałam swoje manatki i nie patrząc na nikogo, przecisnęłam się koło nóg wielkoludów i wyszłam na świeże powietrze, które z niebywałą zachłannością zaczęłam wciągać w płuca.
- Ramoś wyluzuj i wracaj.
Zdrobnienie mnie zirytowało, spojrzałam na Wojtka, którego nie cierpię i powiedziałam, ze sam ma wracać, ale ja z tymi orangutanami nie będę przebywać. Dodałam również, że na boisku są spoko i ich lubię, ale w rzeczywistości mam dosyć całej ludzkości i tylko pani Barbara jest normalna jak siedzi i się nie odzywa. Ponad to wydarłam się na niego, że nie mam czym wrócić do domu, a potem usiadłam na krawężniku i schowałam twarz w dłonie wybuchając rzewnym płaczem. Szlochałam głośno, wycierając łzy rękawem czarnej bluzy i wiedziałam, że wyglądam żałośnie i generalnie na domiar złego czułam się tak, a gdy Wojtek złapał mnie w ramiona i przytulił, to chciałam zniknąć. Współczułam mu, że znosi mnie na co dzień; poznaje mnie ze swoim światem i trwa przy mnie gdy ja go tak totalnie olewam. Tak to zdecydowanie było napięcie przed miesiączkowe, tylko wtedy mam takie humorki.

Adnotacja: AA niech szybko poda jakieś wyjaśnienia, bo ja nie ogarniam, a później niech Krzysiu wypowie się bardziej szczegółowo.
Wspominałam, że nie lubię drużyny z Bełchatowa?
WYBACZCIE MI BŁĘDY!

poniedziałek, 29 lipca 2013

Ty i ja mamy własne loty i klimaty

To nie jest tak, że unikałam Wojtka, bo tak miał owy siatkarz na imię, jego nie dało się unikać, a ja po prostu jestem negatywnie nastawiona do ludzi i totalnie przeszkadzał mi fakt, że on próbował się do mnie zbliżyć, mimo iż ciągle mu odmawiałam. Tym bardziej nie cierpiałam tego stanu, gdyż utrzymywał się od pamiętnego meczu, który odbył się trzy tygodnie temu. Wtedy ten szanowny siatkarz mnie odprowadził do domu, a teraz mnie nęka, na zmianę z panią Basią, która jako życzliwa sąsiadka i monitoring kamienicy wpada spytać jak tam się sprawy mają z tym słodkim chłopcem co tak zabiega o moje względy. I generalnie wtedy pieką mnie tak cholernie policzki, że mam wrażenie, że moje lico pali się żywym ogniem, a wszelkie próby ukrycia go kończą się fiaskiem. 
I tak kolejnego dnia z samego rana usłyszałam dzwonek do drzwi, wspominałam że go nie cierpię prawda? Pewnie, że wspominałam, a za drzwiami spotkałam siatkarza, który trzymał siatki z zakupami i który tak cholernie nieuprzejmie wszedł do mojego mieszkania, nie zdejmując butów i zostawiając ślady z błota na niedawno mytych panelach.
- Włodarczak, liżesz to językiem! - krzyknęłam głosem nieznoszącym sprzeciwu, machając dłonią na te wszystkie zabrudzenia.
- Ramosiu nie stresuj się, własną koszulką przetrę Ci te deseczki by lśniły - odparł, szczerząc się niemiłosiernie, a ja miałam ochotę go wypierdolić z tego drugiego piętra.
Totalnie nie chciałam żeby wchodził do mojej kuchni, przygotowywał mi śniadanko jakbyśmy co najmniej robili tak od lat i latał z mopem po całym korytarzu, gdy ja grzecznie myłam ząbki w łazience. Nie chciałam również słyszeć, że on idzie na trening, ale zaraz po nim wpadnie sprawdzić co ze mną i mam zamknąć drzwi, bo ktoś może mnie okraść. Tym bardziej nie chciałam wiedzieć, że zaprasza mnie na pizzę i poznam jego kolegów z klubu. Co więcej właśnie tego wszystkiego się dowiedziałam i gdy już usiadłam w salonie ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni to wzięłam i się załamałam. Generalnie to ja nie chciałam go w swoim życiu, jako chłopaka; przyjaciela; kolegi ani nawet upierdliwego siatkarza, który mnie nachodzi. Nie chciałam poznawać jego znajomych, bo to mi się kojarzyło jakbym miała się z nimi związać, albo zostać ich pomeczową maskotką, a ja tak nie cierpiałam ludzi i ich towarzystwa oraz pytań, którymi mnie zasypywali. Musiałam mu to powiedzieć i postanowiłam, że uczynię to przy następnej nadarzającej się okazji, a patrząc na zegarek wiedziałam, że to nastąpi za około trzy godziny.

Adnotacja: Wiecie, że pokochałam Ramonę i jak już się skończy to będzie mi strasznie przykro.
Edit: skład na ME podany, a nie ma Igły, Kosy i Konara - będę za nimi tęsknić na meczach. 

czwartek, 25 lipca 2013

Mówię chodźmy, świat nas zaskoczy

Kolejny dzień pełen uczelnianych zajęć. Tym razem pogoda była deszczowa, krople przyjemnie bębniły o materiał parasolu, który trzymałam w lewej dłoni. Wiatr rozwiewał moje poplątane włosy na różne strony świata, a czerwona szminka kupiona w sklepie za cztery pięćdziesiąt zdobiła mój uśmiech. Plakaty mówiły o meczu Skry, który raczej miał być sparingiem, na który kilka dni temu kupiłam bilet, gdyż miałam ochotę przyjrzeć się temu widowisku z bliska, tym bardziej gdy miał to być mecz kontrolny przed nowym sezonem, a drużyną po przeciwnej stronie siatki miało być Montpellier. Uśmiechałam się dzisiaj nienaturalnie dużo razy i gdy po skończonych zajęciach teoretycznych wracałam do domu zatłoczonym autobusem komunikacji miejskiej, której swoją drogą nie cierpię, odliczałam w głowie ile czasu zostało mi do przygotowania się i o której muszę pojawić się na przystanku, żeby autobus zawiózł mnie tam gdzie ma mnie zawieść. Tak!, tak to było zdecydowanie pochłaniające zajęcie i przegapiłabym swój przystanek, przez co musiałabym iść trzy ulice w ten deszczowy dzień, a tak to jednak przepchnęłam się przez tłum i prawie upadłam na chodnik, gdyż  nieuprzejmy kierowca chciał mi przymknąć ukochaną torbę. W mieszkaniu szybko wygrzebałam bluzkę z logiem Nirvany, ubrałam ciemne spodnie jeansowe, które jako pierwsze wypadły z mojej szafy oraz na nogi ubrałam niedawno zakupione trampeczki, do tego wpakowałam do torby szalik Skry i byłam gotowa do siedzenia na miejscu i mierzenia zabójczym wzrokiem hoteczek wzdychających do każdej części ciała siatkarzy znajdujących się na boisku. Szczerze powiedziawszy był tylko jeden gracz, który zasługiwał na chwilę uwagi, a był to Winiarski i jego lazurowe spojrzenie, które spierdoliło do Rosji, więc znowu mogę zająć się samym w sobie widowiskiem niż skupiać wzrok na rozpraszających elementach. Tak nazwałam go elementem, nie!, nie możecie się na mnie rzucić. Nie spodziewałam się tylu ludzi na hali; nie myślałam, że niektórzy będą jeszcze chcieli się dostać na sale mimo braku biletów, które rozeszły się jak świeże bułeczki. Siedziałam na zajebiście niewygodnym krzesełku, oglądałam ten mecz i wtedy jego twarz mignęła mi przed oczyma, co więcej ubrany był w klubowy uniform i trzymał tabliczkę z numerem Antigi - który swoją drogą uwijał się na boisku - by zaraz go zmienić. Delikatnie się zszokowałam, trochę zabrakło mi powietrza, zaczęłam nerwowo mrugać oczyma i tak trochę bardziej wtopiłam się w siedzenie byleby tylko nie zostać zauważoną. Gdy usłyszałam końcowy gwizdek, chciałam się szybko stąd zwinąć, ale prawie wyrżnęłam orła, gdy usłyszałam tuż przy uchu "cześć laska".

Adnotacja: Wojtek straszy. Jednak w czwartek, udało mi się wyrobić, wróciłam szybciej niż się spodziewałam.
Yeeeee biczys, nadal 4 miejsce w rankingu FIVB.
Nie mam weny, poszedł na spacer/do domu/w pizdu/whatever. Smutno mi :). 
Edit: ostatnio nie mogę nic komentować wybaczcie, nadrobię.

piątek, 19 lipca 2013

Pieprzyć stres, jedziemy z tym tematem

Nieznajomy z parku nie daje mi spokoju, nie mogę przestać o nim myśleć, a nawet nie chcę przestać tego robić. Generalnie zastanawiam się czemu się dosiadł; czemu rozpoczął jakąkolwiek rozmowę, która została skazana na porażkę i skąd go do cholery kojarzę. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na te pytania i chyba to mnie najbardziej irytuje, resztę weekendu spędziłam z Ernestem w domu zadając mu idiotyczne pytania i oczekując od niego odpowiedzi, co najmniej jakbym mówiła do człowieka, a nie do kota...rozumnego, ale w dalszym ciągu kota. Tak więc stwierdziłam, że się staczam i tylko piwo mi pomoże zapomnieć. Gdy już szłam po nie do kuchni, to moje jakże pasjonujące zajęcie przerwał dzwonek do drzwi, a w nich pojawiła się właścicielka futrzaka, standardowo weszła na herbatkę.
-Ramona, dziecko coś Ci się stało, wyglądasz inaczej niż kiedy wyjeżdżałam? Bo wiesz ja widzę takie rzeczy, sama mam córkę, zakochałaś się, a może zjadłaś coś nieświeżego? No mówże dziecko drogie. - pytania wylatują jak z armaty i nie mam jak się przez nie przedrzeć, a na domiar złego jestem zrugana bo mało mówię, całkiem spoko sytuacja.
- Nic się nie stało, poznałam pewnego chłopaka w parku to wszystko.
- Jak to to wszystko? Słoneczko opowiadaj, przystojny jest? Wiesz ja jestem stara, ale przystojni mężczyźni są słabością każdej kobiety i mi można pomarzyć w moim wieku o jakimś... jak to się teraz mówi ciasteczku - zacierając ręce patrzyła na mnie przenikliwie, a ja poczułam się jakby mniejsza niż dotychczas. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie miałam pojęcia jak ją zbyć.
- Przystojny pani Basiu, bardzo przystojny - odparłam mając nadzieję na koniec rozmowy.
- A imię ma? Bo wiesz mi się podobają takie staropolskie imiona wiele mówią o człowieku, w ogóle każde imię odzwierciedla charakter człowieka. Wiesz moje imię to cudzoziemka co się pokrywa z rzeczywistością, gdyż miałam mamę Rosjankę, mówiłam Ci o tym, a poza tym mam niesamowitą intuicję i mówię Ci, że ten chłopak to miłość Twojego życia złotko. A twoje imię słoneczko oznacza spokojna i to widać chociażby tutaj, bo znosisz ględzenie starszej pani. No mów jakie ma imię i zaraz idę do siebie bo się zasiedziałam, a musiałabym się położyć wcześniej po podróży.
- Nie wiem - odpowiadam trochę niepewnie, odwracając wzrok - uszykuję rzeczy Ernesta - zmieniam temat po czym zajmuje się kotem.
Dopiero gdy zamykają się drzwi za panią Barbarą mogę wypić piwo, usiąść przed telewizorem i pośmiać się z perypetii ludzi przedstawionych w trudnych spraw.

Adnotacja: Kocham ticketpro - bez cienia ironii, serio! Ktoś się wybiera do Gdańska na mecze? 
Ha! wiecie, że to niedługo się kończy nie? Tylko was wszystkich uświadamiam, kolejny będzie w tygodniu dokładniej pod koniec ok. czwartku/piątku :)

wtorek, 16 lipca 2013

Czysty chillout

Na dworze nie jest wybitnie ciepło, zanosi się na deszcz, ciemne chmury nad miastem nie zwiastują nic dobrego i są tak cholernie tajemnicze. Szczerzę się głupio i jak na skrzydłach lecę do kuchni by wsypać Ernestowi saszetkę Whiskas i skontrolować czy w pojemniczku ma mleko, po czym szybko zakładam na nogi czerwone, strasznie przetyrane Conversy, a dłoń chwytam czarną ramoneskę. Wychodząc z kamienicy patrzę w niebo, a mój uśmiech się poszerza - o ile to możliwe w ogóle, potem szybko mknę do parku, a gdy zajmuje miejsce na ławce i siadam po turecku wtedy zaczynam szukać swojego wybawienia w ukochanej torbie. Dzierżąc w dłoni książkę Hemingwaya, której szczerze nie lubiłam za dzieciaka i do której lubię wracać, zagłębiałam się w historie starego człowieka, który postanowił wyruszyć na połów. Jestem tak pochłonięta lekturą, czytam każdy wytuszowany wers, wiedząc co znajdzie się w kolejnym. Dopiero gdy literki postanawiają pobawić się w nieznośne chochliki i skaczą w górę, i w dół, w prawo i w lewo postanawiam wyciągnąć okulary. Bo generalnie jest tak, że jestem krótkowidzem i powinnam je nosić na co dzień, ale ich nie lubię i chociaż słabo widzę to świetnie sobie bez nich radzę. Gdy już wszystko mi pasuje znowu zaczynam czytać, ale ciche padniecie innego, niechcianego ciała na ławkę po drugiej stronie zaburza całą moją dotychczasową harmonię. Prycham pod nosem, próbując się nie dekoncentrować, gdy osobnik zaczyna mnie zagadywać.
- Ej Ty co czytasz? - pyta tak mało inteligentnie i zaczyna od zwrotu, którego nie cierpię, a ja  odpowiadam ironicznym tonem, że książkę i pytam czy nie widać, a on trochę się miesza. 1:0 dla Ramony. Gramy dalej.
- Nie bądź taka nie miła, nic Ci nie zrobiłem, tylko zapytałem, a Ty na mnie naskakujesz.
-Czytam Hemingwaya, którego Ty pewnie nie zrozumiesz. Kultowa powieść, przerabiana zapewne w gimnazjach, może widziałeś film, a teraz nie przeszkadzaj - odpowiadam niezbyt kulturalnie, chociaż bardzo się staram, ale te moje uprzedzenia tak brzmią, zdecydowanie w tym zdaniu wypowiedzianym starałam się być miła co mi chyba trochę nie bardzo wyszło, cóż taka mentalność.
- Dobra laska luzuj, już nie zakłócam spokoju - odchodzi i dopiero wtedy zwracam na niego uwagę.
Nienaturalnie wysoki chłopak, ubrany w fabrycznie powycierane jeansy oraz zielone air maxy z ciemnymi włosami i trądzikiem na twarzy oddala się coraz bardziej, gdy postanawiam krzyknąć, że nie jestem lalą. Wtedy się odwraca, parska takim cudownym śmiechem, który mógłby umilać mi dzień i znika za najbliższym zakrętem.

Adnotacja: Rozdział chyba tylko dlatego, że chcę to skończyć i zniknąć.
Generalnie uświadomiłam sobie, że wolę zamykać się w książkowym świecie niż siedzieć z zeszytem w jednej dłoni i długopisem w drugiej by zapisywać swoje pomysły i tworzyć coś sama. 
Żeby zakończyć mój wywód miłym akcentem to przypominam, że dzisiaj o 18 polecam zrelaksować się przy Eurosporcie  z alkoholem w ręku i obejrzeć jak kadra B walczy o złoto :)

czwartek, 11 lipca 2013

Chodź zobaczymy wszystko to co w telewizji.

Piątek nie napawa mnie optymizmem, wszyscy gdzieś postanawiają wieczorem wyjść, a ja nie cierpię takich atrakcji. Jestem strasznie aspołecznym człowiekiem, nie lubię ludzi; nigdy nie przebywam zbyt długo w ich towarzystwie no chyba, że jest to mecz siatkówki. Siedząc na kanapie w wytartych spodniach dresowych i strasznie spranym podkoszulku jakiegoś uniwerku z podkulonymi nogami pod brodą i tępym spojrzeniem tkwiącym w jednym punkcie na ścianie oczekuję pani Barbary, która ma mi przyprowadzić swojego kota, gdyż wyjeżdża do córki. Gdy słyszę ten charakterystyczny dźwięk dzwonka do drzwi, którego nie cierpię i niemiłosiernie mnie irytuje, otwieram drzwi, a kot przemyka obok moich nóg, ocierając się o nie swoim czarnym futerkiem, starszej pani proponuję za to herbatkę, a gdy ta przystaje na mój pomysł kierujemy się do kuchni.
- Ramonka słoneczko, ale na pewno możesz przyjąć Ernesta do siebie? Nie masz żadnych planów na te wolne dni, nie wychodzisz z żadnym z chłopców? - zamartwia się siwa kobieta z wielkimi okularami na twarzy, które ciągle poprawia.
- Pani Barbaro proszę się nie martwić, nie mam planów ani żadnego chłopca - odpowiadam, cicho chichocząc, a przy tym stawiając dwie herbaty malinowe na stole.
- To takie niezdrowe, ja w Twoim wieku żyłam miłością, nie mogłam być sama, a jak poznałam Franciszka to już w ogóle miłość mnie okoliła całą. Pamiętasz mówiłam Ci o Franciszku, to była moja pierwsza, wielka miłość, ale potem te lata strachu o kraj i Franciszek zniknął, ale mówię Ci młoda damo to dopiero była miłość. Teraz młodzież nie przywiązuje do tego takiej wagi, wy byście tylko się obściskiwali, a wtedy to były takie nieśmiałe zaloty, przypadkowe otarcia dłoni o dłoń, ukradkowe pocałunki, niepewne spojrzenia. 
- Teraz takie rzeczy dzieją się jedynie w filmach - mruknęłam mocząc wargi w niesamowicie ciepłym napoju, parząc się przy tym.
- Tak, tak, teraz cała ta rzeczywistość jest gorsza, pozbawiona romantyzmu, teraz takie rzeczy możemy dostrzec w starych filmach. Oglądasz stare filmy prawda? - potakuję głową. - No właśnie, czyli wiesz jak to wygląda. Ojejku ale żem się zasiedziała, no nic drogie dziecko zostawiam Ci tego nieznośnego kota, a sama idę, bo nim dojadę do Martusi to mnie zmrok przywita. Opiekuj się moim słoneczkiem i dbajcie o siebie, będę w poniedziałek.
I całując moje policzki, wyfrunęła szybciej z mojego mieszkania niż się w nim znalazła. Spojrzałam na Ernesta, który lizał swoje futerko i stwierdziłam, że to będzie wspaniały weekend z wrednym kotem, który ma tak samo ciężki charakter jak ja.

Adnotacja: Rozdział tylko z tego powodu, że dzisiaj program Uniwersjady opiewa w nasz mecz z Brazylijczykami, który oczywiście wygramy :)
Pani Basia musi być, bo mi się marzy taka zajebista sąsiadka :). Wojtek się pojawi, jeszcze trochę i będzie wam z lodówek wyłaził :)
błędy poprawię - kiedyś, ale poprawię

poniedziałek, 8 lipca 2013

Wiesz jak jest, tak jest tylko latem

Nie ciepię słońca, upałów i tego całego gówna zwanego żarem, który rozświetla ludzkie ciała. Nie cierpię pić napojów prosto z lodówki by się ochłodzić, gdy nie mam jak funkcjonować. Nie cierpię matek z dziećmi biegającymi po parku, bo te rozwrzeszczane potwory narażają mnie na bóle głowy. Nie cierpię również mieć wykładów od rana i spóźniać się na autobus. Nie cierpię potu płynącego po plecach, gdy w ostatniej chwili wbiegam do sali. Nie cierpię wykładów pani Ziętek, gdyż nie mówi nic czego byśmy już nie przerabiali. Nie cierpię obietnic, że zaczniemy w praktyce przeprowadzać wywiady i ciągle przekładamy to na inne terminy. Po prostu nie cierpię wielu rzeczy z którymi muszę się zmagać na co dzień.
Siedziałam właśnie na kolejnych nudnych wykładach, kreśliłam różne bohomazy na kartkach swojego notatnika, który notabene nie był wypełniony niczym innym tylko moimi inwencjami twórczymi, gdzieś tam na piątej stronie nawet zapisywałam przykładowe pytania - tak w razie czego, jakbym serio miała przeprowadzić jakiś wywiad, mimo iż się na to nie zanosiło. Za sobą słyszałam ciche, a raczej miały być one ciche, szepty koleżanek które kontemplowały czy ta czerwona pomadka z Inglota nie powinna być bardziej krwista niż ta przełamana odcieniem różu z Avonu. Obok siedzieli chłopacy, którzy są całkiem spoko z tego co słyszałam, ale ich tematy do rozmów ograniczają się jedynie do piłki nożnej, która jest naszym sportem narodowym, a w którym nie uzyskujemy jakiś wybitnych wyników. Gdy słyszę piłka nożna mam przed oczyma nasze wszystkie przełamania z takimi potęgami jak Lichtensteinem albo San Marino. Gdy usłyszałam koniec z ust wykładowcy czym prędzej pozbierałam swoje manatki, które wrzuciłam do torby z naszywką Nirvany oraz Pidżamy Porno i wyszłam na zewnątrz gdzie odetchnęłam z ulgą, chociaż słońce skutecznie zepsuło mój humor, który w jednej chwili uleciał jak powietrze z pękniętego balonika. W budynku była przynajmniej klima, tutaj mogłam liczyć na cień bądź jakiś akwen wodny, do którego z chęcią bym wpadła nie patrząc na nic ani nikogo. Mogłam również pochodzić po Łodzi w samym staniku, ale nie chciałam narażać przechodni na oglądanie mojego obnażonego ciała. Idąc do kamienicy i pocąc się przy tym bardziej niż ciotka Alina po przebieżce od furtki do domu, postanowiłam odwiedzić swoją małą świątynie zwaną Biedronką, w której były najlepsze lody w całym mieście, a mianowicie Libretto i gdy już dumna ze swojego zakupu, w końcu z wielkim uśmiechem na twarzy, szłam do mieszkania, w myślach już planowałam resztę dnia; telewizor, ja, kino domowe i piwo - idealnie.

Adnotacja: Generalnie to będzie lekka historia, która powstała gdy byłam na lekkim rauszu po przedawkowaniu Okocima niestety nie Radlera [2%]. O Wojtka istnieniu dowiedziałam się przy okazji grania sparingów z Serbami i postanowiłam o nim napisać bo jest z Poznania. 
A no właśnie jeśli chodzi o pisanie nie mogę znaleźć sobie idealnego bohatera do nowej produkcji, myślałam o Wojtaszku ;x
MATKO zdałam sobie sprawę, że tylko mnie nie jara Anderson O.o