Na dworze nie jest wybitnie ciepło, zanosi się na deszcz, ciemne chmury nad miastem nie zwiastują nic dobrego i są tak cholernie tajemnicze. Szczerzę się głupio i jak na skrzydłach lecę do kuchni by wsypać Ernestowi saszetkę Whiskas i skontrolować czy w pojemniczku ma mleko, po czym szybko zakładam na nogi czerwone, strasznie przetyrane Conversy, a dłoń chwytam czarną ramoneskę. Wychodząc z kamienicy patrzę w niebo, a mój uśmiech się poszerza - o ile to możliwe w ogóle, potem szybko mknę do parku, a gdy zajmuje miejsce na ławce i siadam po turecku wtedy zaczynam szukać swojego wybawienia w ukochanej torbie. Dzierżąc w dłoni książkę Hemingwaya, której szczerze nie lubiłam za dzieciaka i do której lubię wracać, zagłębiałam się w historie starego człowieka, który postanowił wyruszyć na połów. Jestem tak pochłonięta lekturą, czytam każdy wytuszowany wers, wiedząc co znajdzie się w kolejnym. Dopiero gdy literki postanawiają pobawić się w nieznośne chochliki i skaczą w górę, i w dół, w prawo i w lewo postanawiam wyciągnąć okulary. Bo generalnie jest tak, że jestem krótkowidzem i powinnam je nosić na co dzień, ale ich nie lubię i chociaż słabo widzę to świetnie sobie bez nich radzę. Gdy już wszystko mi pasuje znowu zaczynam czytać, ale ciche padniecie innego, niechcianego ciała na ławkę po drugiej stronie zaburza całą moją dotychczasową harmonię. Prycham pod nosem, próbując się nie dekoncentrować, gdy osobnik zaczyna mnie zagadywać.
- Ej Ty co czytasz? - pyta tak mało inteligentnie i zaczyna od zwrotu, którego nie cierpię, a ja odpowiadam ironicznym tonem, że książkę i pytam czy nie widać, a on trochę się miesza. 1:0 dla Ramony. Gramy dalej.
- Nie bądź taka nie miła, nic Ci nie zrobiłem, tylko zapytałem, a Ty na mnie naskakujesz.
-Czytam Hemingwaya, którego Ty pewnie nie zrozumiesz. Kultowa powieść, przerabiana zapewne w gimnazjach, może widziałeś film, a teraz nie przeszkadzaj - odpowiadam niezbyt kulturalnie, chociaż bardzo się staram, ale te moje uprzedzenia tak brzmią, zdecydowanie w tym zdaniu wypowiedzianym starałam się być miła co mi chyba trochę nie bardzo wyszło, cóż taka mentalność.
- Dobra laska luzuj, już nie zakłócam spokoju - odchodzi i dopiero wtedy zwracam na niego uwagę.
Nienaturalnie wysoki chłopak, ubrany w fabrycznie powycierane jeansy oraz zielone air maxy z ciemnymi włosami i trądzikiem na twarzy oddala się coraz bardziej, gdy postanawiam krzyknąć, że nie jestem lalą. Wtedy się odwraca, parska takim cudownym śmiechem, który mógłby umilać mi dzień i znika za najbliższym zakrętem.
Adnotacja: Rozdział chyba tylko dlatego, że chcę to skończyć i zniknąć.
Generalnie uświadomiłam sobie, że wolę zamykać się w książkowym świecie niż siedzieć z zeszytem w jednej dłoni i długopisem w drugiej by zapisywać swoje pomysły i tworzyć coś sama.
Żeby zakończyć mój wywód miłym akcentem to przypominam, że dzisiaj o 18 polecam zrelaksować się przy Eurosporcie z alkoholem w ręku i obejrzeć jak kadra B walczy o złoto :)
żadne "skończyć i zniknąć" no!
OdpowiedzUsuńJa tam mam nadzieję, że jednak nie znikniesz. Może chwilę odpoczniesz od pisania, ale zaręczam ci, że zatęsknisz szybciej niż ci się wydaje:)
OdpowiedzUsuńJa się nie zgadzam na żadne skończyć i zniknąć. Jedyne co wchodzi w grę to króciutki odpoczynek ;)
OdpowiedzUsuńjakie zniknąć? nie znikaj, lubię Twoje opowiadania :)
OdpowiedzUsuńpierwsze spotkanie niezbyt miłe, czekam na kolejne części ;)
Zniknąć, nie. Odpocząć, jak najbardziej. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny wpis!
Zapraszam do siebie na www.przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com & www.ponowne-spotkanie.blogspot.com
Całuję, camilla. ♥